Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/29

Ta strona została przepisana.

wanie od wybuchu powstrzymało, poglądał to na Pana d’Avrigny rozjątrzonego, to na Magdalenę osłupiałą równie jak on sam, bo oboje niemogli pojąć przyczyny gniewu.
— Ale nie pojąłeś-że, ciągnął daléj P. d’Avrigny, zatrzymując się przed młodą parą, oniemiałą od tego nieczekanego gniewu, niepojąłeś więc, mój Amory, dla czegom cię prosił, abyś dłużéj z nami nie mieszkał? Wszakże nieprzystoi młodemu człowiekowi mającemu imię i majątek, trawić czas marnie na gawędce z młodemi dziewczętami; wszakże to co uchodzi w 12 roku, staje się śmiesznem w 23 — i zresztą przyszłość córki mojéj — choć niema nic wspólnego z twoją przyszłością — może równie jak twoja ucierpieć na tych ciągłych wizytach.
— O! Panie, Panie! zawołał młodzieniec, miéj-że litość nad Magdaleną! widzisz dobrze, że słowa twe ją zabijają.
Wrzeczy saméj Magdalena, bielsza od posągu, padła nieruchoma na krzesło, bo straszne słowa ojca ugodziły ją w serce.
— Moja córko, moja córko!... wołał P. d’Avri-