Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/292

Ta strona została przepisana.

— Przed godziną.
— Do djabła, zawołali trzej rozstrzepańcy, nieco zdziwieni.
— Przed godziną! Biedny Amory — a ja właśnie chciałem się prosić na śniadanie dziś z rana.
— Niewczesna proźba, ale ja was z swej strony zapraszam na jutrzejszy pogrzeb Magdaleny.
I ścisnąwszy ich za ręce po kolei, oddalił się. Trzej przyjaciele popatrzeli na siebie.
— Diable szalony! — rzekł jeden.
— Raczej djable silny — rzekł drugi.
— To na jedno wyjdzie, dodał Albert.
— W każdym razie, panowie, odpowiedział pierwszy, takie spotkanie owdowiałego kochanka, nie jest wcale pocieszającą rzeszą po przepiciu.
— Czy będziesz na pogrzebie? rzekł drugi.
— Nie można nie być, rzekł Albert.
— Ale panowie, panowie, rzekł pierwszy, niezapominajcie tylko, że jutro Grizi występuje w Otello.
— Prawda! to nic; pójdziemy do kościoła pokazać się tylko, żeby nas Amory widział — to dosyć