Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/297

Ta strona została przepisana.

położył pistolety do szuflady biurka swego, zamknął ją i klucz schował do kieszeni.
Potem zaczął się wybierać na pogrzeb.
Ubrawszy się zeszedł na dół i spotkał się z p. d’Avrigny, który i tę noc jeszcze strzegł córki swojéj umarłéj, tak jak przez cały czas siedział był przy żywej. Biedny ojciec miał oczy zapadłe, twarz bladą i zbolałą, jak gdyby sam z grobu wychodził; wyszedłszy z pokoju Magdaleny cofnął się; światło dzienne obrażało wzrok jego.
— Już dwadzieścia cztery godzin przeszło! rzekł zamyślony. I podał rękę młodzieńcowi, i patrzał na niego długo, w milczeniu; być może myślił zanadto, aby mógł mówić.
A przecież od wczorajszego dnia już wydawał rozkazy spokojnie i z zimną krwią.
W skutek tych rozkazów Magdalena wystawiona będąc w kaplicy pałacowej, miała być przewieziona do parafii właściwej. W południe miało się odbyć nabożeństwo żałobne; następnie ciało miało być pochowane w Ville-d’Avray.
O w pół do dwunastej żałobne karety przybyły. P. d’Avrigny i Amory siedli do pierwszéj;