Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/312

Ta strona została przepisana.

je. Czyż sądzisz, że będę starał się przekonywać, że będę ciebie pocieszał?
Te wyrazy pospolite, te pociechy oklepane nie byłyby godne twej boleści ani mojej. Nie, ja myślę tak samo jak ty, że niemając już Magdaleny naszej tu, jedynie oto starać się powinniśmy aby się połączyć z nią tam. Ale uważaj, ja myśliłem o tem dziś, wczoraj, myśliłem zawsze. Nie złączymy się z nią, mój drogi, zbrojne ręce podnosząc na nas samych. Krótka to droga, ale najmniej pewna, bo nie jest to droga Pana.
— Jednakże, mój ojcze.... zaczął Amory.
— Nie przerywaj mi. Słyszałeś dziś rano w kościele dies irae, Amory?
O! niezawodnie musiałeś słyszeć.
Amory powiódł ręką po czole.
— Tak, słyszałeś, bo straszne dźwięki te uderzają w serca najzimniejsze, wzruszają wyobraźnią najmniéj lękliwą. Otóż! ja, usłyszawszy je myślę i trwożę się. Jeżeli kościół mówi prawdę, jeżeli pan gniewa się za to, że ludzie niszczą to co on sam dał, jeżeli w liczbę wybranych swoich nie przyjmuje tych, co gwałtownie rwą nici ży-