Wlec do ostatka długie swe lata. —
W czułej miłości wzgardy, gorycze,
Albo niegodnych urągowiska,
Czyżby zasługa chciała przyjmować,
Jeśliby wszystko można skwitować
Lada żelazem? któżby niósł brzemię
Potniał i stękał pod ciężkiem życiem?
Lecz trwoga czegoś — jak rzucim ziemię,
Kraj nieznajomy skąd niepowraca
Żaden wędrownik, — chęci nam skraca.
Wolim więc znosić znane nam burze,
Jak nieznanego szukać cierpienia,
Takiem przeczuciem mienim się w tchórze,
Barwa przyrodnia postanowienia.
Na tę myśl straszną staje się blada,
A przedsięwzięcie silnie wezbrane,
Od téj uwagi na wstecz upada
Tracąc uczynku imię. —
O! nie wstydźcie się wy wszyscy, co jak Hamlet sztyletem w ręku, i wątpieniem w sercu waszem, przybliżacie i znowu oddalacie żelazo od piersi waszych; nie wstydźcie się! Bóg sam wlał