Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/324

Ta strona została przepisana.

mogą zrównoważyć tego co mnie ku innemu ciągnie światu. Musimy więc rozstać się. — Wasz wzrok wlepiony w jutro, mój w minione wczoraj patrzéć powinien.
Wiem wszystko cokolwiek powiedzieć mi chcecie, ale jakiekolwiek jest wasze postanowienie, drogi nasze zawsze będą różne: zamiar jaki powziąłem jest niezłomny. — Odtąd ja sam jeden żyć będę. — Jeszcze raz was przepraszam; powiecie żem wielki samolub, ale cóż chcecie? przykroby mi było patrzeć na waszą młodość kwitnącą; i wamby téż nie wielką radość sprawiała starość moja posępna ciągle, rozpaczająca. — Lepiej więc rozejdźmy się, każde w swoją drogę — wy idźcie do życia, ja do grobu pójdę.
I milczeli. — P. d’Avrigny po chwili mówił daléj:
— Powiem wam jak urządzę tę trochę dni, jakie Bóg przeżyć mi każę; wy będziecie mówili potem. — Będę mieszkał sam z Józefem moim starym w Ville-d’Avray. — Będę wychodził chyba dla odwiedzenia cmentarza na którym spoczywa Magdalena, na którym i ja spocznę niedługo.
Nie będę przyjmował nikogo, nawet najlepszych przyjaciół. Powinni mię miéć już za umar-