— Uściśnijże ją Amory, rzekł p. d’Avrigny.
I czoło Antoniny zbliżył do ust młodzieńca.
— Bądź zdrowa, Antonino.
— Do widzenia, Amory.
Głos ich drżał — i serca drżały. P. d’Avrigny, mający najwięcej mocy z nich wszystkich powstał, aby położyć koniec boleści tego rozstania. A oni powstali także, patrzeli na się przez chwilę, w milczeniu, i raz ostatni uścisnęli ręce sobie.
— Więc jedzmy Amory, rzekł p. d’Avrigny, i do widzenia.
— Jedźmy odpowiedział machinalnie Amory, nie zapomnij Antonino napisać do mnie.
Antonina nie miała siły odpowiedzić im, ani iść za nimi. Pożegnali ją jeszcze skinieniem, i drzwi się za nimi zamknęły. Ale wskutek dziwnéj reakcji, skoro wyszli, Antonina odzyskała moc dawną. Pobiegła do okna wychodzącego na podwórze, i otworzyła je, chcąc ich raz jeszcze zobaczyć.
Widziała, że się ściskali i mówili coś, czego dobrze nie dosłyszała.
— Do Ville-d’Avray z moją córką, mówił doktór.
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/339
Ta strona została przepisana.