Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/358

Ta strona została przepisana.

Znałem mniéj więcej drogę, bośmy raz tędy wszyscy szli. I Magdalena była wtedy z nami, ale drogie dziecię całą drogę biegało, za motylkami, za ptaszkami, i kwieciem; jednakże niemniéj przeto weszliśmy w las śmiało, a ja dumny jak Cesarz z odpowiedzialności jaką brałem na siebie, podałem ramię moję, nie rękę Magdalenie; ona biedna, drżała jak gdyby żałowała już tego, co zrobiła. Ale oboje byliśmy zbyt dumni, aby się cofnąć, i kierując się za pomocą drogoskazów, szliśmy prosto do Glatigny. Przypominam sobie, że droga wydała się nam bardzo długa; że kozła jakiegoś wzięliśmy za wilka, a trzech wieśniaków za rozbójników. Kiedyśmy widzieli przecież, że ten wilk na nas nie napada, że ci rozbójnicy spokojnie postępowali swoją drogą, wtedy odwaga wróciła, kroki nasze były pewniejsze, i w godzinę jaką przybyliśmy szczęśliwie do Glatigny.
Najpierw pytaliśmy się o ogrodnika co przedaje kwiaty. Pokazano nam dom jego o dwa kroki od nas. Weszliśmy i w pośród rozkosznych kwater okrytych lasem daléj ujrzeliśmy miłego staru-