mię niespokojności nabawiły; ledwo żyję! Dokąd-że biegaliście? P. d’Avrigny przyjechał i pyta się o was. — Ja udałam, że idę po was, a ponieważ już jesteście, nie powiem mu nic o waszej wycieczce! niezawodnie miałabym za swoje; chociaż chwała Bogu, nie moja wtem wina, dodała.
— O! co za szczęście! zawołałem w pierwszém uniesieniu.
— Tak! ale ta biedna kobiéta? rzekła mi Magdalena.
— To cóż!
— Co? a jakże damy jéj cośmy obiecali, jeżeli nie powiemy, żeśmy się zabłąkali i że ona wyprowadziła nas na drogę.
— Będą nas łajać, odpowiedziałem.
— Ale ona głodna, i dzieci jéj — rzekła Magdalena. Czyż nie lepiéj być połajanym, i nakarmić biednych ludzi?
Biedna ukochana Magdalena — w téj odpowiedzi widzisz ją całą! —
Łatwo jednak przewidzieć, że p. d’Avrigny łajał nas ściskając oboje, — Biedna wdowa, po zebraniu potrzebnych wiadomości była odesłana do
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/366
Ta strona została przepisana.