pełnym porządku, — niceśmy sobie wzajemnie nie winni.
— I owszem! Panie, odpowiedział Amory; ja przynajmniej, nigdy nie powiem, abym był w stanie wypłacić się z długu, jakim na siebie zaciągnął. Ty byłeś mi ojcem przewidującym, i czułym, wychowałeś mię, zrobiłeś tém czém jestem dziś; a cokolwiek mam w głowie i sercu — to od ciebie jest; byłeś dla mnie wszystkiem, czem człowiek może być dla człowieka: opiekunem; ojcem, nauczycielem, przewodnikiem i przyjacielem; przedewszystkiem więc słuchać cię powinienem, i będę słuchał oddalając, się ztąd. — Żegnam Cię. mój ojcze; może kiedy wspomnisz o synu twym...
Po tych słowach Amory zbliżył się do P. d’Avrigny, ujął go, prawie gwałtem za rękę, ucałował ją i wyszedł.
Nazajutrz kazał się oznajmić P. d’Avrigny, niby obcy już człowiek, i oświadczył mu, głosem pewnym, przy którym dziwnie wyglądały oczy łzami błyszczące, że najął mały dom przy Ulicy Mathurins, że rzeczy jego już przeniesiono i że przyszedł pożegnać się z nim. Magdalena była tam — schyliła głowę, biedna lilija zwarzona mro-
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/42
Ta strona została przepisana.