— Magdaleny? a to jak? zawołali razem p. d’Avrigny i Antonina.
— W jednej chwili osądzicie sami tego człowieka. On kochał Magdalenę; powiedział mi to i prosił mię, abym jego zamiary oświadczył tobie, mój dobry opiekunie; i to właśnie w ten sam dzień, kiedy jéj ręka była mnie przyrzeczona. I cóż? dziś kocha znowu Antoninę, tak jak kochał Magdalenę, jak kochał tyle, i będzie kochał drugie tyle jeszcze, być może. — Osądźcie teraz, co za zaufanie można miéć dla serca co się tak szybko przemienia i tak zupełnie, i w którém nie cały rok czasu wygładza zupełnie uczucie, które niby — to wieczne być miało!
Antonina schyliła głowę pod tém głębokiem uniesieniem młodzieńca i stała jak wryta na miejscu.
— Zbyt jesteś surowy Amory, rzekł p. d Avrigny.
— O! zanadto surowy, zdaje mi się, wtrąciła bojaźliwie Antonina.
— Więc bronisz go? pytał żywo Amory.
— Bronię biednéj ludzkiéj natury, odrzekła dziewica; nie wszyscy ludzie posiadają tak nieugiętą duszę jak ty Amory, nie wszyscy taką sta-
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/424
Ta strona została przepisana.