na środku salonu, rzucając wkoło siebie błędnemi oczyma, niby żebrząc zlitowania i pomocy.
Pani de Mengis weszła: Filip ocalał; odetchnął mocno i posunął się ku niéj.
— Panowie! rzekł Hrabia, pięcioro nas nie zmieści się w jednym powozie; ale sądzę że Amory ma swą karetę?
— Mam panie Hrabro, zawołał Amory, i mogę ofiarować miejsce p. Vice-hrabi.
— Właśnie chciałem oto prosić, rzekł Hrabia.
I młodzi dyplomaci skłonili się znowu.
Łatwo domyśleć się, że Amory dla tego tylko tak się pospieszył, aby go przypadkiem nie proszono, żeby zabrał Filipa; z dwojga złego mniejsze wybierał.
P. d’Mengis, Hrabina i Filip siedli do szanownego powozu Hrabiego; Amory i Rudolf jechali za nimi w karecie. Przed domem na ulicy Angouleme stanęli. Amory od sześciu miesięcy tam nie był. Służba była taż sama. Zobaczywszy go, wszyscy dziwili się i cieszyli, a na oświadczenia ich Amory, wypróżniając kieszenie, odpowiadał lekkim uśmiechem. W przedpokoju Hrabia de Mengis zatrzymał się.
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/436
Ta strona została przepisana.