Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/440

Ta strona została przepisana.

Nieszczęśliwi, których ziemia do siebie przykuć umiała — błogosławieni co już w niebie są.”
Amory był niby oczarowany, i wstydził się sam siebie, oburzał się że ten ogród co był rajem jego dzieciństwa, splecionego z dzieciństwem Magdaleny, — tak słabe i łagodne na nim robił wrażenie. — Odwiedził miejsce to, gdzie po raz pierwszy usta ich wymówiły wyraz kochania, i wspomnienia téj pierwszéj miłości wydały mu się pełnemi wdzięku, ale nie miały w sobie nic, coby serce rozdarło i zakrwawiło. Potem siadł pod tém sklepieniem liliowem, na téj ławce fatalnéj, na któréj śmiertelny dał pocałunek kochance.
Tam, rozmyślnie napełniał pamięć swoją najboleśniejszemi szczegółami jéj choroby. O! cóżby on dał, żeby mógł odzyskać ten potok łez, co tak obficie przed 6cią miesiącami płynęły! Teraz wszystko to rozczulało go tylko tkliwie. Oparł głowę o gałęzie, zamknął oczy, zagłębił się sam w sobie, i cisnął serce, cisnął mocno, chcąc choć kilka łez z niego wydobyć. Napróżno! — Zdawało mu się, że Magdalena była przy nim; powietrze co mu odświeżało twarz — to tchnienie ukochanéj dziewicy; liście co muskały mu czoło — to jéj złote