nym swoim Sturmie; a ponieważ dawno już się był przyzwyczaił do jednej drogi, dla tego Amory czy Sturm — w jednym zawsze jeździli kierunku.
O! bo Sturm znał doskonale drogę. Tylko Antonina raniej wstawała niż biedna Magdalena.
Za tém poszło, że prawie co rano Amory widywał Antoninę w oknie tém samem, z którego żegnała się z nim i z p. d’Avrigny, w chwili rozstania. Postrzegłszy więc witali się ukłonem, uśmiechem, skinieniem; następnie Sturm, który już dawno skończył naukę, szedł stępa ciągle aż do rogu ulicy Angouleme. Przybywszy tam, koń sam przez się puszczał się cwałem, chociaż pan jego ani ruszył szpicrutą lub ostrogami.
Toż samo zupełnie powtarzało się za powrotem z przechadzki; Amory zostawiał zupełną wolę koniowi swemu; bo też to nie głupie wcale było stworzenie!
Słowem, widoczną rzeczą było, że Amory po téj długiéj zimie w Niemczech przeżytéj czuł, że serce jego wre życiem i zapałem jak przed tém, i myślił, że się po raz drugi na świat narodził.
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/446
Ta strona została przepisana.