— Czy doprawdy tak jesteś mocny Filipie? spytał Amory; tymczasem Filip patrzał co się z jego szpadą wyrabia.
— Ha! przepraszam mocno, odpowiedział Filip, alem uprzedził o tém.
— To weźmy pistolety, rzekł Amory, przynajmniéj siła będzie równa.
— Weźmy pistolety, rzekł Filip, który w istocie był gotów na wszystko.
— Ach! rzekł Albert aby cokolwiek chociaż powiedzieć, czy w saméj rzeczy chcesz bić się daléj Amory?
— Spytaj się Filipa.
Albert powtórzył pytanie zwracając je do przeciwników.
— Jakto? czy chcę? rzekł Filip, naturalnie, że chcę. Jestem obrażony, i jeżeli Amory nie przeprosi mię....
— A więc mordujcie się! rzekł Albert; robiłem co mogłem, aby przeszkodzić krwi rozlewowi, nie mam nic do wyrzucenia sobie przynajmniéj.
Wtedy skinął na gmina, i kazał mu potrzymać cygaro; sam miał ponabijać pistolety.
Tymczasem Amory chodził w szerz i wzdłuż
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/483
Ta strona została przepisana.