Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/485

Ta strona została przepisana.

— Co to się stało? spytał Filip, którego niepokoił kierunek kuli jego.
— Stało się mój panie, rzekł Albert kładąc palec w dziurę przebitą w kapeluszu, że jeżeliś celował do mego kapelusza, toś trafił doskonale, jeżeli zaś nie, to djable jesteś niezgrabny, mój panie.
— Co u djabła tam pleciesz! zawołał Amory, na wpół przestraszony, na wpół śmiejący się mimowolnie.
— Mówię, że ja powinienem strzelać do tego pana a nie ty, bo zdaje mi się, że on ze mną się pojedynkuje. Daj mi pistolet, niech się to dzieciństwo raz skończy.
Wszyscy zwrócili oczy na biednego Filipa, który złożywszy ręce przepraszał Alberta tak szczerze, ale zarazem tak komicznie, że nie podobna było wstrzymać się od śmiechu.
W téj samej chwili kareta, wyjechawszy z bocznej allei pędziła w kierunku pojedynkujących się; Hrabia de Mengis na poły wychylony z powozu wołał: Wstrzymajcie, panowie wstrzymajcie! Amory i Filip poznali od razu jego głos.
Amory rzucił pistolet daleko, i zbliżył się do