Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/486

Ta strona została przepisana.

Alberta, on znowu przysunął się do Filipa. Filip trzymał ciągle pistolet w ręku.
— Dajże mi tę broń, rzekł mu kolega jego, przecież jest prawo przeciw pojedynkom.
I wyrwał pistolet Filipowi, który ciągle przepraszał Alberta, chociaż go tamten już dawno nie słuchał wcale.
— Dalibóg! panowie, rzekł Hrabia de Mengis zbliżając się, szczególnie muszę biegać z waszéj przyczyny. Ale Bogu dzięki, przybywam wczas, sądzę; chociaż słyszałem wystrzał już.
— O! tak, mój Boże, to ja panie Hrabio, rzekł Filip, ja się nie znam wcale na broni, przycisnąłem niechcący cyngiel, widać przed czasem, i małom nie zabił pana Alberta, którego istotnie bardzo przepraszam.
— Jakto więc pan się strzelasz z tym panem? pytał Hrabia.
— Nie! z Amorym; ale kula przekręciła się widać w lufie, i nie wiem jakim sposobem celując do niego, trafiłem w pana Alberta.
— Panowie, rzekł Hrabia, sądząc że czas przemówić nieco poważniej w téj sprawie, panowie,