świecie i byli smutni; on śmierci co chwila wyglądał i radował się temu.
— I otóż jesteście, moje dzieci kochane, rzekł do nich p. d’Avrigny, czekałem na was z wielką niecierpliwością; szczęśliwy jestem że widzę was, i z prawdziwą radością poświęcam dla was dzień cały. O! ja was bardzo kocham, wierzcie mi; wyście tak młodzi piękni i dobrzy oboje. Ale co wam jest! Czoła wasze pochmurzyły się nieco? czy was smuci, że wasz ojciec stary pożegna się z wami niezadługo?
— O! jeszcze długo będziesz z nami ojcze, zawołał Amory, zapominając, że mówi do człowieka, co do innych ludzi już nie jest podobny; ale i ja mam, z swojéj strony ważną sprawę przedstawić tobie mój ojcze, i zdaje mi się, że i Antonina także o czemś pragnie z tobą pomówić, nie mniej ważném.
— To dobrze! moje dobre dzieci, mówił p. d’ Avrigny, przybierając zwykłą sobie powagę. Chodźcie, siądźcie koło mnie, ot tu Antonino na tém krześle, a ty Amory z téj strony. Podajcie mi ręce. Wszak dobrze nam tak we troje? i czas
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/495
Ta strona została przepisana.