tak cudowny, niebo czyste, a naprzeciw nas drogi grób Magdaleny.
Oboje młodzi razem spojrzeli na ten grób, i zdało się, że w spojrzeniu tém czerpali nową odwagę; ale milczeli oboje.
— I cóż? każde z was ma mi cóś powiedzieć? dobrze, będę was słuchał; zacznij Antonino kochana!
— Ale.... wyrzekła Antonina zakłopotana.
— Tak, rozumiem, Antonino, rzekł Amory powstając żywo; przepraszam cię, wychodzę.
Antonina rumieniła się i bladła naprzemian, wyjąkała kilka słów niby przepraszając go, ale nie starała się wcale zatrzymywać; to też Amory wyszedł do sąsiedniego pokoju a p. d’Avrigny odprowadził go wzrokiem pełnym czułości.
— I cóż? Antonino mówił p. d’Avrigny, zwracając oko na dziewicę, i cóż? dziecię moje, mów czego pragniesz odemnie.
— Mój dobry wuju, rzekła Antonina, drżącym głosem, utkwiwszy oczy w ziemię; mówiłeś mi nieraz, że najgorętszém życzeniem twojém jest widzieć mię połączonę z człowiekiem co by mig szanował i którego jabym kochała. Długo się
Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/496
Ta strona została przepisana.