Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/506

Ta strona została przepisana.

o tém że postępując tak, nieuszczęśliwiałaś Filipa, zadawałaś cios śmiertelny drugiemu i poświęcałaś własne twoje serce, na które zresztą oddawna jak na ofiarę patrzałaś.
Ale na szczęście mówił P. d’Avrigny poglądając na nich z kolei, na szczęście ja jestem jeszcze z wami, ją mogę wam odkryć to, czemu sami wierzyć nie chcecie; mogę nie pozwolić wam stać się ofiarą własnego kłamania sobie samym: mogę zniszczyć to nieporozumienie wzajemne mówiąc wam, że wy, szczęśliwe dzieci, kochacie siebie oddawna!...
P. d’Avrigny zatrzymał się nieco, poglądając to na jedno z nich to na drugie; a oni oboje pomieszani, z bijącém sercem, ze spuszczonemi oczyma, nie śmieli spojrzeć ani na niego ani samych siebie, wzajemnie.
Doktór uśmiechnął się, i zaczął mówić znowu tonem pełnym uczucia i ojcowskiéj tkliwości.
— I teraz jesteście przedemną, dzieci moje drogie, ale usta wasze nieme i czoła wasze schylone, bo jeszcze sądzicie żeście winni, i boicie się czy nie potępię was. Ach! ależ właśnie te skrupuły was tłumaczą, i te wyrzuty usprawiedliwia-