Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/54

Ta strona została przepisana.

gi wygnałem wychowańca z domu mego — syna najlepszego przyjaciela, dziecko tak dobre, ze teraz nie wie nawet ile ja jestem złośliwy. — I dla czegóż to wszystko?
„Dla czego? nie śmiem wyznać przed sobą samym. Jestem tu, z piórem w ręku, i na tych kartkach, na których składam wszystkie myśli m<oe, tego napisać nieśmiem. I dlaczegóż ta złośliwość, dla czegóż tyle barbarzyństwa w postępowaniu z osobami, które kocham przecie? Bo jestem zazdrosny! — Nie wszyscy mię zrozumieją, wiem to dobrze, ale może ojciec, który mię pojmię; jam zazdrosny o córkę moją, o tę miłość, którą obdarza innego, o jéj przyszłość, o jéj życie zazdrosny jestem.
„Smutno to jest tak mówić, ale to prawda. Najlepsi nawet ludzie, a każdy za takiego się ma, w głębi duszy swój chowają tajemnice sromotne i myśli straszliwe; znam je tak dobrze jak Pascal. Jako lekarz, niejedno serce badałem na śmiertelnej pościeli, niejedno rozbierałem sumienie; ale wytłumaczyć się z swojem własnem to może najtrudniej. Kiedy rozmyślam o tém, tak jak teraz, w swoim gabinecie, a więc zdala od niéj, z zimną rozwagą —