Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/74

Ta strona została przepisana.

I Magdalena ujęła rękę ojca i przyłożyła ją do czoła.
— Właśnie, moje drogie dziecko, właśnie dla tego, że twoje czoło cię pali, boję się, aby to zimne powietrze nie zaziębiło go. — Postaraj się, aby marzenia serca twego nie rozpalały ci czoła, a ja ci pozwolę, jak Antosi, biegać z rozpuszczonemi włosami, na wolném powietrzu; albo jeżeli chcesz już koniecznie wyjść z twej cieplarni i żyć w ogrodzie, zawiozę cię na Hyery, do Nicy, do Neapolu, i tam w jednym z tych trzech rajów, gdzie złote jabłka rosną, dam ci wolność zupełną, pozwolę robić, co zechcesz.
— A... a... rzekła Magdalena, patrząc na ojca, a on pojedzie z nami?
— Bez wątpienia, ponieważ jego obecność tak ci potrzebna.
— I nie będziesz się gniewał na niego, jak wczoraj niedobry ojcze!
— Nie! — widzisz, że żałuję za grzech mój, kiedym napisał do niego, aby przyszedł.
— I dobrześ zrobił; bo gdyby mu zabroniono mię kochać, to by on kochał Antoninę; a gdyby on kochał Antoninę o! to jabym umarła z boleści.