Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/75

Ta strona została przepisana.

— Nie mów mi o śmierci, Magdaleno, rzekł P. d’Avrigny ściskając rękę córki; kiedy mówisz o śmierci, z uśmiechem takim, chociaż ja wiem, że żartujesz, zdaje mi się, że widzę dziecko, co się bawi bronią ostrą i zatrutą.
— Ale i ja nie chcę także umrzeć, mój ojcze; wierzaj — zanadto jestem szczęśliwa. Z resztą ty jesteś pierwszym lekarzem w Paryżu i niepozwoliłbyś umrzeć swej córce.
P. d’Avrigny westchnął.
— Mój Boże! rzekł, gdybym miał taką władzę jak mówisz, moję dziecię, miałabyś jeszcze matkę — ale czemuż tracisz czas w łóżku? Wkrótce dziesiąta, a niesiesz, że Amory ma przyjść o 11téj?
— O i owszem, wiem mój Ojcze, ale zawołam Antosi, to będę gotowa wnet. — Ty mię zawsze nazywasz wielkim leniuchem — mój ojcze!?
— Prawda.
— Bo widzisz ojcze, w łóżku tylko zupełnie dobrze mi jest. — Inaczej czuje zawsze jakieś zmęczenie albo boleść.
— Cierpiałaś więc w tych dniach Magdaleno? i nie mówiłaś mi nic?