Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/86

Ta strona została przepisana.

topienie się w sobie samych, tém dotkliwiéj czuć dawało biednemu starcowi ofiarę, jaką dzieci jego czynili z siebie, obdarzając go spojrzeniem, słowem, pieszczotą jaką, niby jałmużną.
To też P. d’Avrigny nie mógł znaleść w sobie dość odwagi, aby patrzeć jak Magdalena, za zgodą narzeczonego, wydzielała mu po cząstce przywiązania swego ku niemu. O 9téj pod pozorem zmęczenia nocy poprzedniej, oddalił się zostawiając ich dwoje z Panną Brown; ale nim się oddalił poszedł do córki, wziął ją za rękę, i nieznacznie puls policzył. — Wtedy twarz jego zasępiona, rozjaśniła się radością nagłą i niewymowną: krew Magdaleny biegła spokojnie i regularnie. Arterya nie pokazywała żadnéj oznaki wzruszenia, a piękne jéj oczy przezroczyste, co nieraz paliły ogniem gorączki, w téj chwili jaśniały szczęściem jedynem.
Potem zwrócił się ku młodzieńcowi, przycisnął go do serca szepcąc:
— O! gdybyś ty ją mógł ocalić!
I radosny szczęściem, które dorównywało prawie szczęściu młodéj pary, oddalił się do gabinetu, aby zapisać do dziennika swego wrażenia dnia, tak rozmaite, a tak ważne.