Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

pagórka, złożonego z pięciu czy sześciu mężczyzn, krzyczących i gestykulujących.
Pośród tych gestykulacyj i tych krzyków, łatwo było rozróżnić głos i długie ramiona Pitoux‘a.
Pitoux robił co mógł, aby obronić Margot.
Ale pomimo wszystkich jego usiłowań, biedna szkapa została zdobyta.
Margot nie dźwigała już Billota i Pitoux, który był i tak już dobrym dla niej ciężarem.
Margot dźwigała teraz tych wszystkich, którzy tylko na jej grzbiet, dostać się mogli.
Margot wyglądała teraz wśród nocy, dodającej zawsze pewnej fantazji przedmiotom, na słonia obładowanego myśliwemi, udającemi się na tygrysa.
Siedziało na niej pięciu czy sześciu ludzi, którzy walali:
— Niech żyje Necker! niech żyje książę Orleański! Precz cudzoziemcy!
Pitoux powtarzał ciągle:
— Na Boga!... udusicie Margot!
Szał był ogólny.
Billot myślał przez chwilę, czyby nie pójść na pomoc Pitoux‘owi i Margot.
Zauważył jednak zaraz, że gdyby choć na chwilę zrzekł się zdobytego zaszczytu, jużby z pewnością do niego nie trafił.
Przypomniał też sobie, że według umowy z ojcem Lefranc co do zamiany Margot na Cadeta, szkapa należała do mego, gdyby więc nawet padła, straciłby jakich trzysta lub czterysta franków, a jest dosyć przecież na to zamożny, aby poświęcić taką kwotę dla dobra ojczyzny.
Orszak posuwał się tymczasem ciągle naprzód, potem skręcił na lewo i przez ulicę Montmartre wydostał się na plac Victoires.
Przed Palais-Royal, tłum mężczyzn z zielonemi przy kapeluszach kokardami, krzyczący: Do broni! zatamował przejście zupełnie.
Trzeba się było rozpoznać.
Czy ci ludzie, którzy zapełniali ulicę Vivinne przyjaciółmi byli, czy wrogami?.
Kolor zielony był kolorem księcia d‘Artois. Skąd wiec zielone kokardy?