Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/117

Ta strona została skorygowana.

nań mur ogrodu Tuilleries i niemożliwa do wyłamania krata Pont-Tournant.
Billot osądził położenie; nie było ono bynajmniej zachwycające. Ale Billot był to człowiek spokojny i zimny, pełen w niebezpieczeństwie pomysłów.
Spojrzał wokoło i zobaczył stos drzewa na brzegu rzeki.
— Mam myśl!... rzekł do Anioła — chodź.
Pitoux poszedł za ojcem Billot, nie pytając go o to, jaka mu myśl przyszła do głowy.
Billot zbliżył się do stosu, wskazał jedną belkę drzewa i powiedział do Pitoux tyle tylko:
— Pomóż mi.
Pitoux pomógł Billotowi, nie pytając, do czego mu pomaga.
Miał takie do dzierżawcy zaufanie, że poszedłby z nim do piekła, nie narzekając że droga za długa, a schody za wysokie.
Billot chwycił belkę za jeden koniec, który dobrzeby mógł wystarczać dla pięciu lub sześciu dość nawet silnych ludzi.
Siła jest zawsze rzeczą godną uwielbienia dla tłumu.
Rozstąpiono się więc natychmiast przed Billot i Pitoux.
Następnie, zrozumiawszy, że prawdopodobnie idzie tu o dobro ogółu, kilku ludzi wysunęło się przed Billota, i idąc naprzód, wołało:
— Miejsca, miejsca!
— Ojcze Billot — odezwał się, po ujściu jakich trzydziestu kroków Pitoux, — czy daleko tak iść będziemy?
— Do kraty ogrodu Tuilleries.
— Aha! — zawołał tłum, domyśliwszy się o co chodzi.
I rozstąpił się jeszcze żywiej niż poprzednio.
Pitoux spojrzał i zobaczył, że do celu, do którego zmierzali, było nie więcej nad jakie trzydzieści kroków.
— Pójdę — rzekł lakonicznie, jak Pitagorejczyk.
Praca zresztą była o tyle teraz łatwiejsza, że pięciu, czy sześciu ludzi z pomiędzy najsilniejszych — dopomagało w dźwiganiu ciężaru.
Pochód, dzięki temu, posuwał się dość prędko. W pięć minut stanęli naprzeciw kraty.
— Dalej — rzekł Billot — dalej razem!