Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/118

Ta strona została skorygowana.

— Aha — powiedział Pitoux — rozumiem, zrobimy to, co rzymianie taranem nazywali.
Wprawiona w ruch belka, uderzyła mocno w zamek kraty.
Żołnierze, wartujący wewnątrz Tuilleries, przybiegli, aby stawić opór napastnikom.
Ale za trzeciem uderzeniem, drzwi zabujawszy się gwałtownie na zawijasach ustąpiły; motłoch wsunął się w ciemną, rozdziawoną paszczę.
Książę de Lambesq spostrzegł, że jedno wyjście zostało otwarte i złość go porwała.
Spiął konia ostrogami i skoczył naprzód, aby lepiej zbadać położenie.
Dragoni uznali to za komendę i ruszyli naprzód.
Rozgrzane już konie nie mogły dostać na miejscu.
Żołnierze, którzy otrzymali taką sromotną na placu Palais-Royal porażkę, wcale też nie starali się ich powstrzymywać.
Książę widząc, że powstrzymanie tego ogólnego ruchu nie byłoby możliwe, dał się unieść chwili, a jednocześnie rozdzierające krzyki kobiet i dzieci, rozległy się w powietrzu.
Okropna scena rozegrała się w ciemności.
Ci, na których nacierano, stali się szaleni z bólu — ci którzy nacierali, szaleni ze złości.
W górze zorganizowano rodzaj obrony, rzucano na dragonów krzesłami z tarasów.
Książę de Lambesq, uderzony w głowę, chwycił pałasz i ciął bezmyślnie w siedemdziesięcioletniego starca.
Billot zobaczył to i krzyknął.
Jednocześnie chwycił karabin i ogień błysnął w ciemności. Książę byłby zginął niechybnie, gdyby nie to, że przypadkiem koń jego wspiął się w tej chwili.
Koń dostał kulą w szyję i zachwiał się jak pijany.
Myślano, że książę został zabity.
Wtedy dragoni wpadli do Tuilleries i zaczęli prażyć uciekających strzałami.
Ci ostatni, znajdując się w pewnem oddaleniu, rozproszyli się pomiędzy drzewami.
Billot nabił karabin ponownie.
— No, Pitoux — rzekł — zdaje mi się, żeśmy na czas przybyli.