Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/183

Ta strona została skorygowana.

Billot ustępował przed ty, argumentem, który był dlań silniejszy.
Nareszcie w płodnej wyobraźni dzierżawcy powstał inny pomysł.
Pobiegł na plac, wołając:
— Wozu! wozu!
Sprowadzono natychmiast wozów dziesięć.
— Słomy i siana! — krzyczał Billot.
— Słomy i siana! — powtarzał Pitoux.
I natychmiast dwustu ludzi zniosło po wiązce słomy i siana.
Inni nagromadzili suchej mierzwy na noszach.
Musiano krzyczeć, że jest już tego dziesięćkroć więcej, niż potrzeba.
W godzinę wzniesiono stóg siana, który wysokością mógł dorównać Bastylji.
Billot stanął przy wozie ze słomą, i zamiast go prowadzić, popychał.
Pitoux czynił to samo, nie wiedząc co robi, chciał tylko iść za przykładem dzierżawcy.
Eljasz i Hultin odgadli, co przygotowywa Billot; porwali każdy za wóz i popchnęli na dziedziniec.
Zaledwie przesunęli się za pierwszą bramę wrót, przyjęły ich kartacze. Wtedy usłyszano jak kule z szelestem suchym wpadały w słomę, albo w drzewo drabek i kół.
Ale żaden ze szturmujących nie został ugodzony.
Po ustaniu tych strzałów, około trzystu strzelców puściło się za popychającemi wozy, a idąc za tym szańcem, znaleźli się pod samem przykryciem mostu.
Billot wyjął z kieszeni krzesiwo i hubkę, rozsypał na papierze szczyptę prochu i zapalił.
Od prochu zajął się papier, od papieru słoma.
Wszyscy wzięli się do roboty, i cztery wozy zapaliły się razem.
Dla zgaszenia ognia trzeba było wyjść z fortecy; a wyjście groziło niechybną śmiercią.
Płomień dosięgnął mostu, jął się drzewa i pomknął wężykowato po belkach.
Okrzyk radości, wybiegający z dziedzińca, rozległ się po całem przedmieściu Świętego Antoniego.
Dym wznosił się ponad baszty. Odgadywano, że coś złowrogiego spełnia się dla oblężonych.