Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/184

Ta strona została skorygowana.

Jakoż łańcuchy rozpalone do czerwoności puściły. Most runął, na pół spalony, dymiąc i trzaskając.
Przybyli strażacy z sikawkami. Gubernator kazał dać ognia, ale inwalidzi odmówili.
Usłuchali tylko szwajcarowie. Ale szwajcarowie nie byli kanonierami, trzeba było porzucić działa.
Gwardziści francuscy, przeciwnie, widząc, że ogień artylerji milczy, ustawili działo swe: trzecia ich kula strzaskała kratę.
Gubernator wszedł na taras zamkowy, ażeby zobaczyć, czy nadciąga obiecana odsiecz, gdy wtem ujrzał dymiące działo gwardzistów. Zeszedł raptownie i kazał artylerzystom strzelać.
Odmowa inwalidów zmartwiła go bardzo.
Krata łamiąc się, dała mu poznać, że wszystko stracone.
Pan de Launay wiedział, że jest nienawidzony.
Zrozumiał, że dla niego niema ratunku.
Podczas całej bitwy nie odstępowała go myśl, że się zagrzebie w zwaliskach Bastylji.
W chwili, gdy uczuł, że wszelka obrona jest daremną, wyrwał knot z rąk artylerzysty i popędził do lochów, gdzie były beczki z prochem.
— Proch! — odzywa się kilkadziesiąt głosów przerażonych — proch! proch!
Widziano lont jarzący się w ręku gubernatora.
Odgadnięto jego zamiar.
Dwaj żołnierze pobiegli i skrzyżowali bagnety na piersiach dowódcy, w chwili, gdy drzwi otwierał.
— Możecie mnie zabić — rzekł de Launay — ale nie zabijecie mnie tak prędko, ażebym nie zdążył rzucić tego lontu pomiędzy beczki; a wtedy wszyscy oblegający i wy oblężeni wylecicie w powietrze.
Żołnierze wstrzymali się. Bagnety pozostają skrzyżowane przy piersi gubernatora, ale on tu wciąż rozkazuje, wszyscy czują, że trzyma w ręku ich życie.
Czyn jego przygwoździł wszystkich u wejścia.
Oblegający widzą, że dzieje się coś nadzwyczajnego. Zapuszczają wzrok we wnętrze dziedzińca, widzą gubernatora zagrożonego i grożącego.
— Posłuchajcie mnie — rzekł de Launay — trzymam w ręku śmierć waszą, jeżeli jeden z was postąpi krok, ażeby wejść w ten dziedziniec, zapalę proch.