Podczas kiedy lud rycząc zarówno z radośc jak i gniewu, rzuca się na dziedziniec Bastylji, dwaj ludzie grzebią się w błotnistej wodzie rowu.
Są to Pitoux i Billot.
Pitoux podtrzymuje Billota; nie dotknęła go żadna kula, nie poniósł żadnego szwanku, ale upadek w wodę, odurzył nieco poczciwego dzierżawcę.
Rzucają im liny, podają tyki.
Pitoux chwyta tykę, Billot sznur.
W pięć minut potem, niosą zabłoconych w triumfie i całują.
Jeden podaje Billotowi manierkę z wódką, drugi częstuje Pitoux winem i przekąską. Trzeci wyciera ich i prowadzi na słońce.
Naraz myśl jakaś, a raczej przypomnienie przechodzi przez głowę Billota; wyrywa się z uścisków i pędzi do Bastylji.
— Do więźniów! — woła biegnąc — do więźniów!
— Tak, do więźniów! — woła Pitoux, biegnąc w ślad za Billotem.
Tłum, który dotąd zajęty był tylko katami, drży, przypomniawszy sobie o ofiarach.
I powtarza jednym głosem:
— Tak, do więźniów!
Nowy napływ oblegających przerywa bramy i zdaje się rozsadzać boki fortecy, aby wnieść tam swobodę.
Widok okropny przedstawił się oczom Billota i Pitoux.
Tłum upojony, szalony, wpadł na dziedziniec.
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/189
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XVIII
DOKTÓR GILBERT