Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/193

Ta strona została skorygowana.

Billot zrozumiał i stanął.
— Jak doń zagadam?... pomyślał — wydam go; poznają go i zginie.
Z tem wszystkiem jednak, jak tu znaleźć doktora Gilberta w tem zamieszaniu? Jak wydrzeć Bastylji tajemnicę, zawartą w jej wnętrznościach?
Ze swej strony, de Launay zrozumiał to wahanie, ten skrupuł bohaterski.
— Czego chcesz? — zapytał go półgłosem.
— Nic — rzekł Billot, wskazując mu palcem na drzwi, aby dać do zrozumienia, że ucieczka jest jeszcze możliwa — ale nie potrafię sam znaleźć doktora Gilberta.
— Trzecia cela — odpowiedział de Launay głosem miękkim, niemal rozczulonym.
Naraz za Billotem, ozwał się głos:
— To jest komendant!
Głos ten był spokojny, jak gdyby nie należał do tego świata, znać było wszakże, iż każdy przezeń wymówiony wyraz, był ostrzem sztyletu, zwróconem w pierś de Launay‘a.
To głos Gonchona.
Na te słowa, jakby na dzwon alarmu, wszyscy ci ludzie, pijani zemstą, zadrżeli, spojrzeli oczyma zaognionemi, spostrzegli de Launay‘a, i rzucili się na niego.
— Ocalcie go! — rzekł Billot, przechodząc obok Eljasza i Hullina — bo będzie zgubiony.
— Pomóż nam — odrzekli ci ludzie.
— Ja muszę pozostać tu; mam także kogoś do ocalenia.
W mgnieniu oka, de Launay, schwytany przez tysiąc rąk rozszalałych, znikł uniesiony.
Eljasz i Hullin popędzili za nim krzycząc:
— Stójcie, myśmy mu przyrzekli życie.
Nie było to prawdą, ale to wzniosłe kłamstwo wybiegło jednocześnie z tych dwóch serc szlachetnych.
I Pobiegli za de Launay‘em, który zniknął uprowadzony pośród okrzyków:
— Do ratusza, do ratusza!
De Launay, trup żyjący, wart był dla niektórych zwycięzców tego łupu martwego, którym była Bastylja.
Billot westchnął, spojrzał na około siebie, spostrzegł Pitoux, i pobiegł ku jednej wieży, wołając:
— Trzecia cela!