Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

— Zdobywcy Bastylji!... Bastylja zdobyta, jesteście wolni!
— Bastylja zdobyta? i ja wolny? — zawołał doktór.
I przecskając obie ręce przez otwór, tak mocno wstrząsnął drzwiami, że zawiasy i zamki o mało co nie wyskoczyły, a odłam dębu, już nadwyrężony przez Billota, zatrzeszczał, pękł i pozostał w ręku więźnia.
— Poczekaj pan, poczekaj — rzekł Billot widząc, że drugi taki wysiłek wyczerpałby siły doktora, chwilowo podbudzone — poczekaj.
I podwoił uderzenia.
Już przez rozszerzający się otwór widział więźnia, który upadł na stołek, blady jak widmo.
— Billot! Billot! — powtarzał z cicha.
— Tak! tak! i ja także — wtrącił Pitoux — ja, panie doktorze. Przypomina pan sobie zapewne biednego Pitoux, którego pan umieścił na stancji u ciotki Anieli, on także pana wyswobodził.
— Ależ ja mogę przejść i przez ten otwór! — zawołał Gilbert.
— Nie! nie! — odpowiedziały wszystkie głosy — trzeba zaczekać!
I wszyscy obecni razem rzucił się na drzwi, a pod tym naciskem dąb pękł ostatecznie, mur się wyżłobił, i wszyscy razem przez wyłamane drzwi, przez mur wyrwany, wpadli jak potok do więzienia.
Glbert znalazł się w objęciach Billota i Pitoux.
Gilbert, mały chłopiec z zamku Taverney, Gilbert, któregośmy w poprzedniej powieści „Józef Balsamo“ pozostawili kąpiącego się we własnej krwi, w grocie gór Azorskich, był teraz mężczyzną, mającym lat około trzydziestu sześcu o cerze bladej, lecz nie chorobliwej, włosach czarnych, oku pewnem i ruchliwem.
Kiedy uściskał w swych objęciach Billota i Pitoux, zwrócił się ku tłumowi, zalegającemu celę.
Poczem, jakby już zdołał odzyskać całą moc nad sobą:
— Więc dzień, który przewidziałem, nadszedł już — wyrzekł. — Dzięki wam, przyjaciele moi, dzięki temu wiekuistemu duchowi, który czuwa nad wolnością ludów.
I wyciągnął obie ręce ku tłumowi, który w podniosłości jego spojrzenia, w godności jego głosu, poznając człowieka wyższego duchem, zaledwie ośmielił się ich dotknąć.