Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/196

Ta strona została skorygowana.

Gilbert, doszedłszy do drzwi, zatrzymał się olśniony światłem słonecznem, jakie go uderzyło z zewnątrz. Zatrzymał się, skrzyżował ręce na piersiach i oczy wzniósł ku niebu:
— Witaj piękna wolności! — wyrzekł — widziałem cię, jak się urodziłaś na innym świecie, przymierze uczyńmy z sobą stary przyjacielu. Witaj piękna wolności!
A uśmiech doktora wskazywał w istocie, że nie były dlań nowością te okrzyki ludu, upojonego wolnością.
Potem w ciągu kilku sekund spoważniał.
— Billocie — zapytał — więc lud zwyciężył despotyzm?
— Tak, panie.
— I przyszedłeś poto, ażeby się bić?
— Przyszedłem, ażeby pana uwolnić.
— Wiedziałeś więc o mojem aresztowaniu?
— Syn pański powiedział mi o tem dziś z rana.
— Biedny Sebastjan, widziałeś się z nim?
— Widziałem.
— Czy pozostał na pensji?
— Kiedym wychodził, wyrywał się czterem posługaczom z infirmerji.
— Chory? ma gorączkę?
— Chciał on razem z nami iść, ażeby się bić.
— A! — odrzekł doktór, a uśmiech triumfu przemknął po jego ustach.
Syn jego był taki, jakim go mieć pragnął.
— Więc mówiłeś... — podchwycił, zapytując Billota.
— Powiedziałem sobie, że skoro doktór Gilbert jest w Bastylji, to musimy wziąć Bastylję. Teraz Bastylja już zdobyta! Ale to nie wszystko.
— Cóż jeszcze? — zapyta! doktór.
— Szkatułkę skradziono.
— Szkatułkę, którą ci powierzyłem?
— Tak.
— Któż ją ukradł?
— Jacyś ludzie czarno ubrani, którzy wdarli się do domu, pod pozorem skonfiskowania pańskiej broszury, zamknęli mnie w pokoju, przetrząsnęli cały dom, znaleźli szkatułkę i zabrali...
— Kiedy?
— Wczoraj.
— O! widocznie zachodzi jakiś związek między are-