sztowaniem mojem i kradzieżą. Ta sama osoba kazała mnie aresztować i jednocześnie skraść szkatułkę. Niech tylko się dowiem, kto jest sprawcą mego aresztowania, zaraz będę wiedział, kto jest sprawcą kradzieży. Gdzie jest archiwum? — zapytał doktór Gilbert, zwracając się w stronę dozorcy więziennego.
— W dziedzińcu rządowym proszę pana — odpowiedział tenże uniżenie.
— Więc do archiwum, przyjaciele, do archiwum!... — zawołał doktór.
— Proszę pana — rzekł dozorca, zatrzymując go, — niech mi pan pozwoli iść z panem, albo niech pan mnie poleci tym dzielnym ludziom.
— Dobrze — odrzekł Gilbert.
— Przyjaciele!... — odezwał się — polecam wam tego poczciwca, wprawdzie zajęciem jego było otwieranie i zamykanie drzwi, ale dobrze się obchodził z więźniami, niech mu się nie stanie krzywda!
— Nie, nie!... zawołano ze wszystkich stron — nie, niech się nie boi, niech się nie boi, niech idzie!
— Dziękuję panu — wyrzekł dozorca — ale jeżeli pan chce się dostać do archiwum, to niech się pan śpieszy, bo zdaje mi się, już palą papiery.
— O!... nie ma ani chwili do stracenia — zawołał Gilbert — do archiwum!...
I rzucił się w stronę dziedzińca rządowego, pociągając za sobą tłum, na czele którego szedł zawsze Billot i Pitoux.
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/197
Ta strona została skorygowana.