Na rogu ulicy Planche-Mibray, doktór napotkał dorożkę, której dał znak, aby się zatrzymała i wsiadł do niej.
Billot i Pitoux usiedli przy nim.
— Do kolegjum Ludwika Wielkiego!... rzekł Gilbert, i rzucił się w głąb powozu w zamyśleniu, które uszanowali Billot i Pitoux.
Przejechawszy kilka ulic, stanęli przed kolegjum.
Paryż drżał cały. Wieść rozbiegła się na wszystkie strony. Zgroza, wywołana zabójstwami, łączyła się z zachwytem w opowiadaniach o wzięciu Bastylji.
Na twarzach, jak błyskawice odbijały się rozmaite wrażenia.
Gilbert nie wychylił głowy za okno dorożki, nie wymówił ani słowa.
Jest zawsze jakaś strona śmieszna w owacjach ludowych i Gilbert z tej strony patrzał na swój triumf. Przytem zdawało mu się, że cokolwiek był przedsięwziął dla powstrzymania rozlewu krwi, kilka jej kropel prysło na niego.
Doktór wysiadł przed drzwiami kolegjum, i dał znak Billotowi, aby poszedł za nim.
Pitoux dyskretnie pozostał w dorożce.
Sebastjan był jeszcze w infirmerji; zwierzchnik na wiadomość o przybyciu doktora Gilberta wprowadził go osobiście.
Billot, jakkolwiek nietęgi spostrzegacz, znał charakter ojca i syna, z uwagą więc przyglądał się scenie, odgrywającej się przed jego oczyma.
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/208
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XX
SEBASTJAN GILBERT