Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/213

Ta strona została skorygowana.

— Cóż to, mój chłopcze, lękasz się obiadu szkolnego? — podchwycił ksiądz. — Nie bój się, uraczymy was tak jak gości.
— Ale — mówił dalej — mnie się zdaje, kochany panie Pitoux, że nietylko twój żołądek ucierpiał.
Pitoux spojrzał na siebie z wielką wstydliwością.
— I gdyby tak naprzykład podano ci spodnie razem z obiadem?...
— Co prawda przyjąłbym je, księże profesorze — odrzekł Pitoux.
— To chodź-ze mną, spodnie i obiad są na twe usługi.
I Billota wraz z Pitoux poprowadził w jednę stronę, gdy Gilbert z synem poszli w inną.
Ostatni minęli dziedziniec przeznaczony na rekreację dla uczniów, i udali się do ogródka profesorskiego. Była to ustroń świeża i cienista, w której czcigodny ksiądz Berardier czytywał Tacyta i Juwenala.
Gilbert usiadł na ławce, ocienionej dzikim winogronem, potem przyciągnął do siebie Sebastjana, a rozgarniając mu włosy na czole, rzekł:
— Dziecko moje, jesteśmy znów z sobą.
Sebastjan wzniósł oczy ku niebu.
— I to cudem bożvm, mój ojcze — rzekł.
Gilbert uśmiechnął się.
— Jeżeli w tem jest cud jaki — odpowiedział — dokazał go tylko dzielny lud paryski.
— Ojcze — rzekł chłopiec — nie wyłączaj Boga z tego, co się stało. Ja instynktownie Bogu podziękowałem.
Billot szedł za potęgą boską, jak lud szedł za nim.
Gilbert zamyślił się.
— Masz słuszność, moje dziecko — rzekł — Bóg jest istotą w każdej rzeczy. Ale zajmijmy się sobą i o sobie trochę pomówmy, zanim się może rozłączymy.
— Jakto?... znowu się rozstaniemy, mój ojcze?...
— Ale spodziewam się, że nie na długo. Widzisz, w tym czasie, kiedy mnie wpakowano do Bastylji, u Billota znikła szkatułka, zawierająca bardzo cenne papiery. Muszę się dowiedzieć, kto mnie kazał uwięzić i kto porwał szkatułkę.
— Ha!... to będę czekał, aż ojciec wróci po ukończeniu tych wszystkich poszukiwań.
I dziecko westchnęło.