Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/215

Ta strona została skorygowana.

— Obawiam się, że w oczach twoich wydam się za mającego przywidzenia, a może ciebie ojcze, zmartwiłyby te rzeczy, o którychbym mówił...
— Bardziej mnie martwisz, zachowując przy sobie tajemnicę, moje dziecko.
— Wiesz dobrze, ojcze, że dla ciebie nie mam żadnych tajemnic.
— To mów.
— Doprawdy, nie śmiem.
Sebastajnie, przecie masz się już za mężczyznę?
— Właśnie dlatego.
— No, odwagi.
— O!... mój ojcze, to tylko marzenie, sen!...
— Sen, a tak cię przestrasza?
— Tak i nie, bo kiedy o tem śnię, nie czuję strachu, ale jestem jakby przeniesiony w świat inny.
— Wytłumacz się?...
— Kiedy byłem jeszcze małem dzieckiem, często miewałem widzenia. Pamiętam, ojcze, dwa czy trzy razy, zabłąkałem się w tych wielkich lasach, które otaczają wioskę, gdzie się wychowywałem.
— Tak, mówiono mi o tem.
— Zabłąkałem się, bo szedłem za jakimś duchem.
— Co mówisz?... — zawołał Gilbert, patrząc na syna ze zdziwieniem, podobnem do zgrozy.
— Tak, mój ojcze, zaraz ci opowiem, co mi się stało: na wsi bawiłem się, jak inne dzieci, a dopóki byłem we wsi, dopóki swawoliłem z dziećmi, nie widziałem nic; ale gdy się tylko od nich odłączyłem, gdy tylko minąłem ostatnie ogrody, słyszałem przy sobie jakby szelest sukni i wyciągałem rękę, ażeby ją pochwycić, lecz chwytałem tylko powietrze. W miarę jednak im bardziej oddalał się szelest, widmo stawało się widoczniejsze. Najprzód, była to jakby mgła, przezroczysta jak obłok, potem gęstniała i przybierała postać ludzką. Była to postać kobieca, a dotykała zaledwie ziemi i stawała się tem widoczniejszą, im bardziej zapuszczała się w ciemniejszy gąszcz lasu.
Wówczas władza jakaś nieznana, dziwna, nieprzeparta, pociągała mnie ku tej kobiecie.
Ścigałem ją z wyciągniętemi rękoma, niemy, jak i ona; starałem się do niej zawołać i nigdy głos nie mógł wydać dźwięku, i tak za nią szedłem, a ona się nie zatrzymywała