i szedłem tak długo, aż to zjawisko uprzedzało mnie o swem zniknięciu.
Powoli ta kobieta nikła, ciało stawało się znów mgłą, mgła rozwiewała się i wszystko się kończyło. A ja, wyczerpany marzeniem, padałem w tem samem miejscu, gdzie znikła. Tam mnie Pitoux znajdował tego samego dnia, a nieraz dopiero po kilku dniach.
Gilbert patrzył wciąż na dziecko ze wzrastającym niepokojem.
Palce jego macały puls.
Sebastjan zrozumiał, jakiego uczucia doznaje doktór.
— O! nie bój się, mój ojcze — rzekł — wiem, że w tem niema nic prawdy i wiem, że to tylko przywidzenie.
— A jak wyglądała ta kobieta?
— Jak królowa, taka była wspaniała!
— I widziałeś kiedy jej twarz?
— Widziałem.
— Dawno? — zapytał Gilbert drżący.
— Dopiero odkąd tu jestem — odpowiedział młodzieniec.
— Ależ w Paryżu niema już przecie lasu Villers-Cotterets i tych wielkich drzew, które taką cienistą i tajemniczą ustroń tworzą pod konarami? W Paryżu brak ci już tej ciszy, samotności, tak sprzyjających widziadłom.
— Nie, mój ojcze, wszystko to mam.
— Jakto? gdzie?
— Tutaj.
— Jakto tutaj? Wszak ten ogród przeznaczony jest tylko dla profesorów.
— Tak, mój ojcze. A jednak dwie, czy trzy noce zdarzało się, ze widzę, jak ta kobieta przechodzi z dziedzińca do ogrodu. Za każdym razem chciałem za nią podążyć zatrzymały mnie szerokie zamknięte drzwi. Otóż pewnego dnia, kiedy ksiądz opat Berardier, bardzo zadowolony z owych wypracowań, wypytywał mnie, czegobym pragnął prosiłem go, ażeby mi pozwolił z sobą chodzić do ogrodu. Zgodził się. Przyszedłem tutaj i odtąd, mój ojcze, widziadło znów mi się ukazuje.
Gilbert zadrżał.
— Dziwne przywidzenie — rzekł — ale możliwe zupełnie u takiej natury nerwowej jak twoja — i widziałeś jej twarz?
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/216
Ta strona została skorygowana.