Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/220

Ta strona została skorygowana.

— Tak, tę odzież czuć zanadto stęchlizną Bastylji, i w takim ubraniu nie wypada złożyć wizyty u wiceministra, będącego w niełasce. Poszukaj pan w swej kieszeni, może znajdziesz kilka luidorów.
— Ho! ho! toś pan musiał swój pugilares zostawić w Bastylji?
— Zgodnie z regulaminem — odrzekł Gilbert z uśmiechem — każdy przedmiot wartościowy zostaje tam w kancelarii więziennej.
— Gdzie go biorą na wieczne nieoddanie — dodał dzierżawca.
I, w szerokiej garści podając ze dwadzieścia luidorów, rzekł:
— Bierz, panie doktorze.
Gilbert wziął dziesięć luidorów.
W kilka minut później dorożka zatrzymała się przed sklepem krawca.
Gilbert kupił i przywdział bardzo porządne czarne ubranie, jakie wówczas nosili przedstawiciele mieszczaństwa w zgromadzeniu narodowem.
Fryzjer zaprowadził ład we włosach.
Potem dorożkarz zawiózł go do Saint-Quen, przez bulwary poza parkiem Monceaut.
Gilbert wysiadł przed domem pana Neckera w Saint-Quen, w chhwili, kiedy godzina siódma biła na katedrze Dagoberta.
Dokoła tego domu, w którem niedawno jeszcze wrzało życie towarzyskie, panowała głęboka cisza, zakłócona teraz turkotem dorożki Gilberta.
A jednak chociaż ten smutek melancholijny, jak w zamkach opuszczonych lub domach opustoszałychh, ta brama zamknięta, dziedziniec pusty, mówiły o wyjeździe gospodarstwa, nie było tu wszakże śladu ani smutku, ani pośpiechu.
Nadto w całej jednej części zamku, we wschodnim skrzydle rolety były podniesione, a gdy Gilbert skierował się w tę stronę, na spotkanie gościa wyszedł lokaj w liberji pana de Necker.
Wtedy przez sztachety zawiązał się następujący djalog:
— Mój kochany, czy pana de Necker niema już w zamku?