Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/222

Ta strona została skorygowana.

Gilbert był rzeczywiście człowiekiem godnym uwagi, tak, że mógł na siebie zwrócić oko takiej spostrzegawczyni, jak pani de Stael.
Mało kto z ludzi miał twarz o tak czystych linjach, a rysom jego silna wola nadawała wyraz prawdziwej niezłomności.
Oczy czarne, dawniej tak marzycielskie, nabrały energji z pracy i bólu. Zmarszczka głęboka a zarazem pełna wdzięku tworzyła przy cienkich wargach ten dołek tajemniczy, który fizjognomiści uważają za siedlisko przezorności. Zdawało się, że tylko czas i starość przedwczesna mogły nadać Gilbertowi ten przymiot, w który natura nie mogła go wyposażyć.
Czoło jego szerokie i tak ładnie zaokrąglone, na które spadały zlekka włosy, siwizną przypruszone, znamionowało zarazem naukę i myśl głęboką, wiedzę i wyobraźnię.
Pomimo więc skromnego ubrania, Gilbert przedstawił się oczom przyszłej autorki „Korynny“ jako mężczyzna bardzo piękny i dystyngowany, bo dystynkcję mu nadawały ręce długie i białe, nogi cienkie, o smukłej i delikatnej stopie.
Pani de Stael przez kilka chwil uważnie przyglądała się Gilbertowi.
Potem również i on spojrzeniem bystrem przypatrzył się tej młodej kobiecie, już słynnej, której twarz inteligentna i wyrazista pozbawiona była całkiem wdzięku.
W ręku trzymała gałązkę granatu, a kwiat jej zjadała przez roztargnienie.
— A! to pan jest panem Gilbert — rzekła.
— Tak, pani, to ja.
— W tak młodym wieku zyskałeś pan taką reputację! a może to nie pan, tylko pański ojciec, lub który ze starszych krewnych pańskich?
— Nie znam innego Gilberta, prócz siebie. I jeżeli, jak pani mówi, jest trochę sławy, przywiązanej do tego nazwiska, mnie się ona należy wyłącznie.
— Powołałeś się pan na margrabiego de Lafayette, ażeby się ze mną widzieć. W istocie margrabia mówił nam o panu, o pańskiej niewyczerpanej wiedzy.
Gilbert skłonił się.
— O wiedzy tem wybitniejszej, tembardziej interesującej — mówiła dalej baronowa — że nie jesteś pan zwy-