Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/225

Ta strona została skorygowana.

— Ależ panu wiadomo, że ojca niema już we Francji.
— A mnie się, powiadam pani, wydawało, tak nadzwyczajne, że pan de Necker się oddalił, tak niepolitycznie, iż usunął się od wypadków...
— Że...
— Że liczyłem na panią, przyznaję, iż pani mi wskaże miejsce, gdzie mógłbym go znaleść.
— Znajdzie go pan w Brukseli.
Gilbert zatrzymał na baronowej swe spojrzenie badawcze.
— Dziękuję pani — rzekł, kłaniając się, — pojadę nie do Brukseli, mam mu bowiem do powiedzenia bardzo wiele niezwykle ważnych rzeczy. Muszę więc tylko poprzestać na zaszczycie złożenia pani odwiedzin i przeprosić panią za ambaras, jaki jej sprawiłem. Żegnam panią.
Baronowa go zatrzymała.
— Pan mnie przestraszasz — podchwyciła — winieneś mi pan objaśnienie tego wszystkiego, winieneś mnie uspokoić.
— Niestety!... pani.... — odpowiedział Gilbert — mam w tej chwili tyle własnych interesów do załatwienia, że niepodobna mi myśleć o sprawach cudzych, chodzi tu o moje życie i honor, jakby szło o honor i życie pana de Necker, gdyby mógł skorzystać natychmiast ze słów, które, mu dopiero powiem za dwadzieścia godzin.
— Pozwól pan, ażebym sobie przypomniała, o czem zbyt długo nie pamiętałam, że o takich rzeczach nie należy rozprawiać pod gołem niebem, w parku, dostępnym dla uszu wszystkich.
— Jestem u pani — odrzekł Gilbert — i pozwól pani zrobić uwagę, że pani wybrała to miejsce do rozmowy.
— Ale wszystko, co pani chce, uczynię. Jestem na pani rozkazy.
— Uczynisz mi pan łaskę, kończąc tę rozmowę w mym gabinecie.
— O!... — pomyślał Gilbert — gdybym tylko sobie nic nie robił z jej zakłopotania, spytałbym ją, czy ten gabinet jest w Brukseli?...
O nic jednak nie wypytując, udał się za baronową, która teraz podążała bardzo prędko w stronę zamku.
Przed domem stał ten sam lokaj, który przyjął Gilberta.
Pani de Stael skinęła na niego i sama otwierając drzwi,