— To mrzonka!
— Tak, to mrzonka z paszczęką ognistą, która pożre was wszystkich.
— No, to zostanę republikaninem, już nawet nim jestem.
— Republikaninem genewskim, o tak.
— Zdaje mi się, że republikanin jest zawsze republikaninem.
— W tem cała omyłka, panie baronie; republikanie nasi nie będą podobni do republikanów z innych krajów. Republikanie nasi będą musieli przedewszystkiem pożreć teraźniejszość, potem arystokrację, potem władzę królewską; pójdziesz pan z republikanami, ale oni dojdą bez pana; bo pan nie zechcesz tam się znaleźć, dokąd oni zajdą. Nie, panie baronie, mylisz się pan, nie jesteś pan republikaninem.
— O! jeżeli tak pan rozumiesz republikanizm, to nie; wolę króla.
— I ja także — rzekł Gilbert — i wszyscy w tej chwili wolą go tak, jak my. Gdybym to, co mówię, powiedział umysłowi mniej szerokiemu, niż pański, zakrakanoby mnie z pewnością; ale pan niech wierzy w to, co mówię, panie baronie.
— I owszem, rad byłbym, gdyby było w tem jakie prawdopodobieństwo, ale...
— Czy pan zna stowarzyszenia potajemne?
— Wiele o nich słyszałem.
— I wierzy pan w nie?
— Wierzę w ich istnienie; ale nie wierzę, ażeby były tak rozpowszechnione.
— Czy pana łączą z którem stosunki?
— Nie.
— To może pan choć należysz do jakiej loży masońskiej?
— Nie.
— A ja, panie ministrze, należę.
— I bierzesz pan udział w jednem z tych stowarzyszeń?
— O! we wszystkich. Panie ministrze, strzeż się, to olbrzymia sieć, która okrywa prawie wszystkie trony. To niewidzialny sztylet, grożący monarchjom. Jest nas trzy miljony braci, rozproszeni jesteśmy w różnych krajach, pośród wszystkich warstw społecznych. Mamy przyjaciół
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/231
Ta strona została skorygowana.