— Aż się stanie jeszcze poważniejsze... Tak, Wasza Królewska Mość odgadła.
— Lubię otwartość — rzekł król, nie mogąc ukryć niepokoju, natury bowiem był nieśmiałej i mieszał się łatwo.
— A zatem — mówił dalej Ludwik XVI — przepowiadałeś królowi ruinę i lękałeś się stać zablisko przy gruzach.
— Nie, Najjaśniejszy Panie!... — bo właśnie, gdy ruina grozi widocznie, zbliżam się do niebezpieczeństwa.
— Tak, tak... tylko co rozstałeś się pan z Neckerem i mówisz tak, jak on: Niebezpieczeństwo!... tak, niebezpieczeństwo teraz zbliżać się zaczyna. A gdzie jest Necker?
— Bardzo niedaleko i, jak sądzę, gotów na rozkazy Waszej Królewskiej Mości.
— Tem lepiej, będę go potrzebował — rzekł król z westchnieniem — w polityce nie należy być uparty. To, co się wydaje dobre, może być złe, bo wogóle nawet kapryśny traf psuje, co jest dobre; plany mogły być dobre, a jednak następuje zawód.
Król znowu westchnął, Gilbert przybył mu na pomoc.
— Najjaśniejszy Pan — odezwał się — rozumuje zachwycająco, — ale obecnie najlepiej będzie patrzeć jaśniej w przyszłość, niż dotąd.
Król podniósł głowę i widać było, jak brwi jego zlekka się zmarszczyły.
— Przebacz Najjaśniejszy Panie — rzekł Gilbert — jestem lekarzem. Kiedy cierpienie wielkie, działam doraźnie.
— Czy znajdujesz pan wielką doniosłość dzisiejszych rozruchów?...
— To nie rozruchy, Najjaśniejszy Panie, to rewolucja!...
— I chcesz pan, ażebym się układał z burzycielami, z mordercami?... Boć przecie Bastylję wzięli siłą; to fakt rokoszu. Zabili de Launay‘a, de Losme‘a i de Flessella... to fakt morderstwa.
— Chciałbym, ażeby Wasza Królewska Mość odróżniła jednych od drugich. Ci, którzy zdobyli Bastylję, to bohaterzy; ci, którzy zamordowali panów Flessella, Losme‘a i de Lalnay‘a, to zabójcy.
Król zlekka się zaczerwienił, lecz prawie natychmiast
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/241
Ta strona została skorygowana.