Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

Lep przyrządza! z kory ostrokrzewu, utłuczonej w moździerzu i rozcieńczonej wodą; co do gałązek, te były przecież na brzozach.
Przygotował sobie tysiące tych gałązek, duży garnek lepu wnajlepszym gatunku i pewnego pięknego poranku, wziąwszy u piekarza, na rachunek ciotki, cztero-funtowy bochenek chleba, wyruszył o wschodzie słońca, i po całodziennej nieobecności, powrócił dopiero wieczorem.
Nie powziął podobnego postanowienia, bez zastanowienia się nad jego skutkami.
Przeczuwał dobrze burzę.
Nie był Sokratesem, ale znał tak dobrze charakter ciotki Anieli, jak sławny nauczyciel Alcybiadesa, usposobienie żony swej Ksantypy. I nie mylił się wcale w swoich przewidywaniachh; ale liczył na to, że zażegna burzę, skoro pokaże dewotce owoce trudów swoich. Nie przewidywał tylko tego, gdzie piorun weń uderzy.
Uderzył go, gdy tylko wchodził.
Panna Aniela umieściła się za drzwiami i tu czekała na powrót siostrzeńca, a gdy ten postawił tylko nogę na progu, dostał takiego w kark kułaka, że bez żadnych innych objaśnień, poznał wybornie odrazu — kościstą rękę starej panny.
Miał Pitoux kark bardzo twardy, pomimo jednak, że zaledwie poczuł szturchańca, udał, dla udobruchania ciotki, rozsierdzonej bardziej jeszcze bólem palców, jakiego się uderzeniem nabawiła, udał, że został tak silnie pchniętym, iż upadł aż na drugim końcu pokoju.
Gdy jednak uzauważył, że ciotunia porwawszy kądziel, zmierzała w jego stronę, wyciągnął śpiesznie z kieszeni talizman, sądząc, iż sobie nim okupi przebaczenie. Talizmanem tym, były dwa tuziny ptaków, tuzin maszek i sześć drozdów.
Panna Aniela zrobiła wielkie oczy, gderała jeszcze dla formy, ale wzięła owoc łowów siostrzeńca i zbliżyła się z nim do lampy:
— Co to takiego? — zapytała.
— Ptaki, jak widzisz, kochana cioteczko Anielo — odpowiedział Pitoux.
— A zdatne to jedzenia? — podchwyciła żywo stara panna, która jako dewotka, była naturalnie strasznie łakomą.