— Udałam się do pana de Crosne, który, z polecenia królowej, dał mi jednego z najzręczniejszych agentów.
— Jak się nazywa ten agent? — zapytał Gilbert.
Andrea drgnęła, jak gdyby dotknęło ją rozpalone żelazo.
— Zapytuję panią o jego nazwisko — powtórzył Gilbert.
Andrea usiłowała się jeszcze opierać.
— Jak się nazywa? mów pani, ja tak chcę — wyrzekł doktór.
— Pasdeloup — odrzekła.
— Cóż dalej? — zapytał król.
— Wczoraj zrana ten człowiek zabrał szkatułkę. Oto wszystko.
— Nie, jeszcze nie wszystko — rzekł Gilbert — teraz trzeba powiedzieć królowi, gdzie się znajduje szkatułka.
— O! — wtrącił Ludwik XVI — wymagasz pan zawiele.
— Nie, Najjaśniejszy Panie!
— Ale od tego Pasdeloup przez pana de Crosne będzie się można dowiedzieć.
— O! dowiemy się wszystkiego i to o wiele lepiej i o wiele prędzej od pani...
Andrea ruchem konwulsyjnym zacisnęła tak zęby, że o mało ich nie powyłamywała.
Król wskazał ten ruch konwulsyjny doktorowi.
Gilbert się uśmiechnął.
Poczem dotknął część dolnej twarzy Andrei, a muskuły zaraz się wyprostowały.
— Najprzód, pani hrabino, zechciej powiedzieć, że ta szkatułka należała do doktora Gilberta.
— Tak, tak, ona była jego — rzekła śpiąca z wściekłością w głosie.
— A gdzie się znajduje teraz? — zapytał Gilbert — prędko, śpiesz się pani, król nie ma czasu czekać.
— U Pasdeloup — odrzekła.
Gilbert zauważył to wahanie, jakkolwiek było ledwie dostrzegalne.
— Kłamiesz pani! — zawołał — a raczej usiłujesz kłamać. Gdzie jest szkatułka? Chcę o tem wiedzieć.
— U mnie, w Wersalu — rzekła Andrea, wybuchając
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/254
Ta strona została skorygowana.