Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/29

Ta strona została skorygowana.

mi, ale na progu, nie przywitała kułakiem, lecz grymasem, przypominającym cokolwiek uśmiech.
— Jestem! — zawołał Pitoux, wchodząc do pokoju z miną zdradzającą zadowolone sumienie, że się dzień spędziło pożytecznie.
— Jesteś i to z dobrym workiem — rzekła ciotka Aniela.
— A tak... — potwierdził Pitoux.
— Cóż masz w tym worku? — spytała stara panna, wyciągając pożądliwie rękę.
— Buczynę — odpowiedział Pitoux.
— Buczynę?...
— Rozumiesz przecie moja ciotko, że gdyby ojciec La Jeunesse, stróż z Bruyere-aux-Loups, widział mnie kręcącego się w jego dzielnicy bez worka, zapytałby mnie napewno: Czego ty tu chcesz, mały włóczęgo? Nie dodaję nawet, że zacząłby mnie napewno o coś podejrzewać. Tymczasem, gdyby chciał wiedzieć co tam robię, mając worek, odpowiedziałbym mu, że przyszedłem po buczynę, a to nie jest przecie wzbronione?
— A więc! Skoro to nie jest wzbronionem, toby ci nic nie powiedział.
— Nie miałby żadnej dobrej racji.
— A więc... zamiast zastawiać sidła, zbierałeś przez cały dzień buczynę, próżniaku! — wrzasnęła ciotka Aniela, której zdawało się, że już przepadły króliki.
— Przeciwnie, rozstawiałem sidła, zbierając buczynę, tak, iż La Jeunesse widział mnie ciągle przy robocie.
— I nic nie powiedział?
— Owszem, kazał się pokłonić ciotce. Dzielny to człowiek, ten ojciec La Jeunesse?
— Ale cóż króliki? — zapytała znowu ciotka Aniela, której nic od tej myśli oderwać nie było w stanie.
— Króliki? Księżyc wschodzi o północy, o pierwszej więc pójdę zobaczyć, czy się złapały.
— Gdzie?
— Do lasu?
— Jakto, o pierwszej w nocy pójdziesz do lasu?
— A jakże.
— Nie boisz się?
— Czegóż miałbym się bać do licha?...
Ciotkę Anielę zachwyciła odwaga Pitoux, tak, jak zdziwiła ją jego przebiegłość.