Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/299

Ta strona została skorygowana.

— Prosto?
— Prosto; Wasza Królewska Mość może o to zapytać.
— Jeżeli tak — odezwała się Marja Antonina — to hrabia miałby słuszność. Tak miła jest królowi, który wie o mojem żywem dla niej uczuciu, że nie mógł wyrządzić najmniejszej przykrości.
— Ależ — rzekł Olivier nalegająco — wymówiłaś pani pewne nazwisko.
— Nazwisko?
— Tak, gdy wróciłaś do przytomności.
Andrea spojrzała na królowę, jakby odwołując się do niej; lecz królowa, czy to nie zrozumiała, czy nie chciała zrozumieć i powtórzyła na Olivierem:
— Tak, wymówiłaś pani nazwisko Gilbert.
— Gilbert! Ja wymówiłam nazwisko Gilbert! — wykrzyknęła Andrea tonem takiego przerażenia, że Olivier więcej wzruszył się tym okrzykiem, niż zemdleniem.
— Tak — potwierdził — wymówiłaś pani to nazwisko.
— A! to doprawdy dziwne! — rzekła Andrea.
I zwolna, jak kiedy niebo zamyka się po błyskawicy, twarz Andrei, tak gwałtownie wzburzona na to nazwisko złowrogie, odzyskała pogodę i ledwie tylko niektóre muskuły tej pięknej twarzy jeszcze drgały nieznacznie, tak, jak na widnokręgu migają ostatnie połyski burzy.
— Gilbert — powtórzyła — nic nie wiem.
— Tak, Gilbert — potwierdziła królowa. — Przypomnij sobie, poszukaj w pamięci, kochana moja Andreo.
— Ależ, Najjaśniejsza Pani — odezwał się Olivier do Marji Antoniny — jeżeli to tylko prosty przypadek, i hrabina nie wie nic o tem nazwisku?
— Nie — rzekła Andrea — nie, nie jest mi ono obce. — To nazwisko człowieka uczonego, zdolnego lekarza, który świeżo przybył z Ameryki, a tam zaprzyjaźniony był z panem Lafayettem.
— Cóż stąd — zapytał Olivier.
— Otóż — odrzekła Andrea z zupełną naturalnością — ja go osobiście nie znam, ale powiadają, że to człowiek bardzo zacny.
— Skądże więc to wzruszenie, kochana hrabino? — zapytała królowa.
— Wzruszenie! Alboż ja byłam wzruszona?