Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/300

Ta strona została skorygowana.

— O! tak; gdy przy wymawianiu tego nazwiska doznawałaś jakby męczarni.
— Być może... nie wiem, jaka tego przyczyna. Zastałam w gabinecie Jego Królewskiej Mości mężczyznę ubranego czarno, z twarzą surową, który mówił o rzeczach smutnych i strasznych; opowiadał z okropną prawdą o zabójstwie dokonanem na panach de Launay i de Flesselles! Przestraszyłam się tego i osłabłam, jak wiadomo Waszej Królewskiej Mości i hrabiemu. Wtedy może co powiedziałam, wtedy zapewne wymówiłam to nazwisko Gilberta.
— Być może — wyrzekł Olivier, nie chcąc widocznie dalej posuwać badania — ale teraz już się pani uspokoiłaś?
— Zupełnie.
— To poproszę panią o jedną rzecz, panie hrabio — powiedziała królowa.
— Jestem na rozkazy Waszej Królewskiej Mości.
— Zechciej pan udać się do panów de Bezenval, de Broglie, de Lambesq i powiedz im, ażeby zatrzymali wojsko na stanowiskach, na jakich się znajduje, a król jutro, wraz z radą, obmyśli, co ma czynić dalej.
Hrabia skłonił się, a przed wyjściem rzucił ostatnie spojrzenie na Andreę.
Spojrzenie to pełne było czułego niepokoju.
Nie uszło ono uwagi królowej.
— Hrabino — rzekła — czy nie zechcesz pójść do króla ze mną?
— Nie, Najjaśniejsza Pani, nie — żywo odparła Andrea.
— Dlaczego?
— Proszę Waszą Królewską Mość, ażeby pozwoliła mi udać się do domu: wzruszenia, jakich doznałam, dają mi uczuć potrzebę spoczynku.
— Hrabino, powiedz mi szczerze: czy miałaś jakie zajście z Jego Królewską Mością?
— O! żadnego, Najjaśniejsza Pani, żadnego zgoła.
— Ależ powiedz, proszę cię, powiedz otwarcie. Król nie zawsze oszczędza moich przyjaciół.
— Król, jak zwykle, pełen jest dobroci dla mnie, ale...
— Ale wolisz się z nim nie widzieć, czy tak? Stanowczo, jest coś w tem, hrabino — rzekła królowa z udaną wesołością.