Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/306

Ta strona została skorygowana.

ra, mordując starszego kupców, strzelając do naszych żołnierzy?
— Ależ tak, na Boga!
— O! — zawołała królowa — czyż to takich uwag chciałeś mi udzielić?
— Wypowiadam je tak, jak mi na myśl przyszły.
— Przyznasz jednak, Najjaśniejszy Panie, że lud zbłądził.
— Pojmij przecie z łaski swej, Najjaśniejsza Pani: że jeżeli pozostawiam przy sobie wszystkich tych, którzy go kochają, to chyba w ten sposób nie uspakajam ludu i nie budzę w nim usposobienia do naszych rządów.
— Więc bunt ma być prawem ludu? Ogłoś tę zasadę, Najjaśniejszy Panie! To szczęście, że takie rzeczy mówisz we cztery oczy. Gdyby cię kto usłyszał!
— O! — rzekł król — nie mówisz mi nic nowego. Wiem dobrze, iż gdyby twoi Poliniakowie, twoi Dreux-Breze, twoi Clermont-Tonnerre, twoi Coigny słyszeli mnie, wzruszaliby na mnie ramionami, wiem to dobrze...
Otóż ja ci powiem, choć w to nie uwierzysz, że gdyby przyjaciele twoi zamiast na dworze, znajdowali się w Bastylji, lud zamiast burzyć ją jeszczeby ją ufortyfikował.
— Ale ten twój ukochany lud, niedługo będzie miał sposobność nienawidzieć moich przyjaciół, bo udają się oni na wygnanie — odezwała się królowa gniewnie.
— Wyjeżdżają? — wykrzyknął król.
— Tak, wyjeżdżają.
— Poliniakowie? kobiety?
— Tak.
— O! to tem lepiej — zawołał król — tem lepiej! Chwała Bogu!
— Jakto, tem lepiej? Jakto chwała Bogu? Więc ich Wasza Królewska Mość nie żałuje?
— O! bynajmniej. Jeżeli im brak pieniędzy na wyjazd, to nawet im dam: nie będą pieniądze tym razem źle użyte, upewniam cię, Najjaśniejsza Pani. Szczęślilwej drogi, panowie! przyjemnej podróży, moje panie! — mówił król z uśmiechem rozkosznym zadowolenia.
— O! tak, tak — odezwała się królowa — pojmuję, że pochwalacie takie nikczemności, Najjaśniejszy Panie.
— A! porozumiejmy się; więc pani oddajesz im nareszcie sprawiedliwość?