Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/335

Ta strona została skorygowana.

— Być może, Najjaśniejsza Pani — zimno odpowiedział Gilbert.
Królowa zamilkła; widać było na jej ustach drgające słowo gwałtowne, wrzące.
Ale się powstrzymała.
— Muszę panu wierzyć — rzekła tylko — panu, jako wielce uczonemu.
I nacechowała te słowa ostatnie tak krwawą pogardą, że oko Gilberta zkolei jakby zabłysło ogniem gniewu.
Ale sekunda walki dostateczna była, aby mu zapewnić zwycięstwo.
Z czołem też pogodnem i słowem powolnem, podjął prawie natychmiast:
— Zbyt dobra jest Wasza Królewska Mość, że chce mi przyznawać dyplom uczonego, nie poznawszy mojej wiedzy.
Królowa ukąsiła się w wargi.
— Pojmujesz pan dobrze — rzekła — że nie mogę wiedzieć, czy jesteś uczonym; ale tak powiadają i ja powtarzam tu za innymi.
— Nie wypada, Najjaśniejsza Pani — odparł z szacunkiem Gilbert, kłaniając się niżej jeszcze niż dotąd — nie wypada, ażeby umysł taki, jak Waszej Królewskiej Mości, powtarzał ślepo to, co mówi tłum.
— Chcesz pan powiedzieć, lud? — szydersko odrzekła królowa.
— Tłum, Najjaśniejsza Pani — powtórzył Gilbert z siłą, która poruszyła w głębi serca kobiety coś boleśnie wrażliwego na wzruszenie nieznane.
— Ale nie spierajmy się o to. Powiadają, żeś pan uczony, to dosyć. Gdzie pan się uczyłeś?
— Wszędzie.
— To nie odpowiedź.
— A więc nigdzie.
— Wolę taką. Nie uczyłeś się nigdzie?
— Jak się Waszej Królewskiej Mości podoba — odpowiedział doktór z ukłonem. — A jednak jest to mniej dokładne, niż gdy powiedziałem: wszędzie.
— Odpowiedz pan więc, jak należy — zawołała królowa niecierpliwie — a nadewszystko przez litość, panie Gilbert! oszczędź mi tych frazesów.
Potem, jakby sama do siebie szepnęła: